Polska inklinacja negatywna...


Istnieje coś takiego jak „polska norma negatywnej oceny świata społecznego”. Polega to na tym, że Polacy mają naturalną skłonność do postrzegania drugiego człowieka w kategoriach egoistycznego, bezczelnego, złośliwego, mało uczciwego i mało życzliwego. Przejawia się to m.in. w braku uśmiechu na widok drugiego człowieka oraz w czynionym z góry założeniu, że  ten kogo spotykamy kłamie, kombinuje i chce nas wykorzystać.  W związku z tym, kiedy ktoś na nasz widok uśmiecha się, tak zwyczajnie i po prostu, to natychmiast staje się podejrzanym nr. 1 na liście potencjalnych zagrożeń. Podobnie, gdy ktoś mówi rzeczy wprawiające nas w zakłopotanie. Ba, to nastawienie odzywa się w Polakach już przy pierwszym spotkaniu z drugim człowiekiem. To szczególnie odróżnia nas od innych narodów europejskich (według badań w tym zakresie). 


Ma to swoje podłoże m.in. w niskim samozadowoleniu i niskiej samoocenie oraz wysokim poczuciu krzywdy subiektywnej. Doznane wcześniej od jednego obiektu porażki, upokorzenia, przykrości przenosimy na kontakt z innym (Bogu ducha winnym) obiektem. 
Osoby "pod ręką", ale także osoby publiczne, to z założenia obiekty idealnie nadające się do takiego "zastępczego linczu".  Są badania prof. Janusza Czapińskiego, z których wynika, że odsetek Polaków, którzy czują się gorzej, niż zwykle prawie dwukrotnie przekracza odsetek Polaków, którzy czują się lepiej, niż zwykle. Słowem, smutne czarnowidztwo, które jest widoczne w codziennym podejściu do wzajemnych kontaktów. 

Nie wspomnę już o sytuacji, w której choćby na przystanku autobusowym jakiś facet uśmiechnął się do drugiego faceta tylko dlatego, że ich spojrzenia przypadkowo trafiły na siebie, a jeden z nich ma naturalny odruch uśmiechu w takiej sytuacji. Może mieć dziesięć żon i dwadzieścioro dzieci, to na pewno tylko jako parawan. Podobnie jest z kobietami. Uśmiech nie może mieć innego znaczenia, jak podszyty interesem seksualnym. A jeśli nie takim, to innym, bo przecież to niemożliwe, by ktoś do kogoś uśmiechał się bezinteresownie, np. odruchowo...

Znajomy nauczyciel powiedział mi ostatnio, że jeden jego uczeń przyszedł do niego z taką oto wątpliwością: Panie Profesorze, ostatnio zaczepiły mnie na ulicy dwie Holenderki, które przyjechały do Warszawy na weekend i zadały kłopotliwe pytanie: Dlaczego ludzie na ulicach w Warszawie się nie uśmiechają? I wie Pan, że tak mnie zatkało, że nie wiedziałem co odpowiedzieć.

Drogi uczniu poczytaj o polskiej inklinacji negatywnej i działaj, by to zmienić, bo w młodym pokoleniu cała nadzieja, a na tle normy międzynarodowej jesteśmy odmieńcami.



/źródło wspierające: „Człowiek wśród ludzi” Bogdan Wojciszke, Scholar, Warszawa 2006/ 

Popularne posty z tego bloga

Picasso i schizofrenia

Słaby charakter, czyli mała odporność psychiczna - przejawy

Seks w żałobie