Katalog psychologizowania


Przemyślenia pod wpływem katalogu do wystawy "Amen" Maurizio Cattelana w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie pod tym samym tytułem.

Amen: 
U Kopalińskiego można przeczytać, że to „w judaizmie i w religii chrześcijańskiej końcowa formuła liturgiczna oznaczająca solenne potwierdzenie wygłoszonej modlitwy: „Niech tak będzie, niech się tak stanie” […]”.










Ciekawa, niewielka objętościowo książka. Zbiór tekstów dobranych, jak sobie wyobrażam, pod wpływem sztuki Cattelana i znajomości eksponatów, które są obecnie w Zamku Ujazdowskim oraz na Próżnej. Książka sama w sobie inspirująca. Nie ma w niej typowego opisu poszczególnych dzieł. Zamierzenie wydaje się czytelne, bo Cattelan nie mówi sam o swojej sztuce zbyt wiele. Nie zakreśla wyraźnych jej ram. Tworzy w myśl założenia, że sztuka ma zadawać pytania, zamiast dawać odpowiedzi. Nie tłumaczy więc poszczególnych eksponatów w kontekście tego, co mają one przekazać. Niektóre z nich nie mają nawet tytułu. Odbiorca powinien sam starać się stworzyć inspirowany nimi dialog wewnętrzny lub z drugim człowiekiem. Zbudować kontakt z dziełem i pod wpływem tego dzieła, pobudzić się emocjonalnie oraz do rozstrzygania kwestii, których być może, sam w sobie unika lub nawet nie zna.

Pozornie więc książka „Amen” wydała mi się otwartą propozycją. Nie opisuje eksponatów wystawy. Proponuje zbiór wypowiedzi różnych osób. I te wypowiedzi właśnie, moim zdaniem, są wrzucaniem dzieła włoskiego artysty w określone ramy. Owe teksty zakreślają granicę, w odniesieniu do wystawy. Tyle, że w przeciwieństwie do typowego dla dzieła sztuki zakreślania granicy interpretacyjnej, w tej książce zakreśla się granice przestrzeni, z której „powinien” wyłaniać się odbiór poszczególnych instalacji, a nawet całej wystawy. Chodzi o przestrzeń emocjonalną. Zatem przestrzeń katalogu "Amen" trochę mi utrudnia dalsze (już po obejrzeniu wystawy) indywidualne poruszenie, rozstrzyganie, formułowanie tego, co w pełni osobiste, wewnętrzne dla mnie jako odbiorcy, a "wydobywane" pod wpływem kontaktu z dziełami Cattelana. Mogę porównać materiał z tej książki do kołdry, którą położono na eksponatach. To dla mnie bariera w zgłębianiu kontaktu. Jako czytelnik czuję więc narzucenie tematu żydowskiej traumy i politycznego jej wymiaru. Jako psycholog mam po lekturze katalogu jeszcze inne przemyślenia.

Jest tam poruszony wątek psychologii. A nawet wprost powiedziane, że współcześnie wszystko się psychologizuje. Jeśli przyjąć, prawidłową definicję słowa psychologizować, czyli odnosić się do tego, co ma źródło w psychice, to mogę jedynie wyrazić zadowolenie, że tak się dzieje w naszych czasach. Tym bardziej w sztuce, która jest wytworem ludzkiej psychiki i ma oddziaływać na ludzką psychikę. Ostatnio jednak obserwuję wśród nie-psychologów rosnącą tendencję do pejoratywizacji słowa „psychologizowanie”. Próbę stworzenia negatywnej konotacji dla ujmowania zjawisk w naszym świecie i życiu z pomocą psychologii. Zupełnie, jakby filozofowie, historycy sztuki, a nawet sami artyści mieli intencję utrzymywania, a być może nawet wzmacniania granic między dyscyplinami naukowymi. Tymczasem jest to różnicowanie, zamiast integrowania. Tworzenie barier, zamiast tworzenia przestrzeni łącznej dla wielu warstw. Tworzenie przestrzeni stycznych, a może nawet wspólnej jest, w moim odczuciu, wartością bardziej konstruktywną i może oznaczać, wbrew pozorom, porządkowanie, zamiast bałaganu. Jest też bardziej wymagające intelektualnie.


W książce „Amen” jest zatem trudny dla mnie galimatias i swoisty paradoks, bo wynika z używania słów z obszaru psychologii, przy jednoczesnej próbie odseparowania psychologii od poruszanych problemów traumy, cierpienia dzieci, a nawet pierwiastka zła w ludzkiej naturze, tj. w jednostce. Ten ostatni wątek jest szczególnie zastanawiający, bo zawiera się w zestawieniu słowa „sobowtór” ze słowem oraz ideą jungowskiego "cienia". Jest zatem obszerny cytat z samego Junga. Z jednej strony więc, dystansowanie się do psychologii, z drugiej nawet próba skorzystania z niej. Tyle, że jungowski cień, to nie sobowtór, to nie powielanie, to nie zduplikowane "moje ja" we mnie. Nawet mała sugestia takiego kierunku interpretacji "cienia" może zwodzić na manowce.

Trafne posługiwanie się psychologią wymaga orientowania się w niej, zamiast emocjonowania się nią, którąkolwiek pozycję przyjmując – także obronną. Dlatego brakuje mi w tej książce głosu współczesnego i nowoczesnego w swojej postawie psychologa, bo tam, gdzie mamy pytania (a taką ma intencję Cattelan), tam może rodzić się potrzeba szukania odpowiedzi. I tym zasadniczo psychologia różni się od sztuki, a nawet od filozofii. Gdy psychologia zadaje pytanie, to po to, by znaleźć na nie odpowiedź. To jest cel psychologii. Co więcej, znalezienie odpowiedzi nie satysfakcjonuje psychologii, bo rodzi następny cel. Chodzi o uczynienie tej odpowiedzi użyteczną dla lepszego funkcjonowania. Dlatego psychologia m.in. wyodrębniła się z filozofii i w ciągu stu pięćdziesięciu lat swojego istnienia jako nauka eksperymentalna, znalazła odpowiedzi na olbrzymią ilość pytań. Te dotyczące traumy, cierpienia, ja osobowego istnieją.  Potrzebują jednak gruntu chęci i otwartości człowieka, który szuka odpowiedzi, by czynić z nich dobry użytek dla siebie samego.

Gdy słyszę lub czytam, że psychologia daje odpowiedzi tym, którzy idą na łatwiznę, którzy szukają zastępczych wyjaśnień, to czuję wewnętrzny bunt. Odpowiedzi na pytania o mechanizmy ludzkiego zachowania, które można uogólniać na populację to jedna strona medalu. Psychologia daje oprócz tego możliwości szukania, odnajdywania, formułowania oraz funkcjonalnego zastosowania odpowiedzi stricte indywidualnych. Psychologia daje ścieżki poszukiwania zarówno wtedy, gdy człowiek jest na drodze do celu, jak i wtedy, gdy jest na drodze mając już osiągnięty cel, do którego zmierzał z potrzeby szukania przyczyny.  

W moim odczuciu sztuka współczesna, odkąd zaczęła pełnić rolę inną, niż dekoracyjną, zmienia kierunek na taki, w którym dzieło stawia pytania, by prowokować do szukania odpowiedzi m.in. spośród już dostępnych, a także znaleźć drogi, którymi można skuteczniej zmierzać dalej, mając te odpowiedzi w ręku. One są w psychologii po to, by krócej błądzić, a nie po to, by zastępować poszukiwania. Jednocześnie obawiam się, że taki kierunek w sztuce może być zagrażający tym wszystkim, którzy mają silniejszą potrzebę funkcjonowania bez odpowiedzi na pytania o przyczynę i o sens, czyli de facto silniejszą potrzebę samego jej poszukiwania.

Niektórzy myślą, że poszukiwanie jest najbardziej wartościowe, bo to ruch, ciągłe zmierzanie do odpowiedzi, do jakiegoś celu. A przecież o ruch chodzi, a nie o stagnację. W tym ujęciu stagnacją byłoby odnalezienie odpowiedzi, osiągnięcie celu. Owszem, poszukiwanie to jeden z najwartościowszych elementów rozwoju. W psychologii jednak równie wartościowym, o ile nie bardziej, jest proces poszukiwania, który rozpoczyna się po odnalezieniu odpowiedzi na pytanie „z jakiego powodu coś się zadziało lub dzieje”? Gdy osiąga się cel w poszukiwaniu odpowiedzi na tę zagadkę, to staje się przed jeszcze większym wyzwaniem, bo jest nim konieczność uczynienia tej odpowiedzi użyteczną! Poszukiwania takich umiejętności posługiwania się nią, żeby pełniła rolę funkcjonalną dla naszego życia. To już wyższy stopień zaawansowania, bo wymaga porzucenia traumy w aspekcie poszukiwań przyczyn i rozumienia. Ba, to wymaga całkowitego porzucenia traumy mimo jej pamiętania! Psychologia tworzy taką przestrzeń.

Dla ofiary traumy potrzeba celebrowania doświadczonego przez nią  cierpienia, bywa często potrzebą nadrzędną i jednocześnie często mało świadomą. Realizowanie tej potrzeby pozwala na ciągłe odtwarzanie bólu, zamiast na rozprawianie się z nim i ukojenie. To mylnie pojęte radzenie sobie z traumą jest właśnie psychologizowaniem w znaczeniu pejoratywnym. 

Jest to też mylne pojmowanie zachowania pamięci o traumie (potoczne zamiast psychologicznego). Człowiek orientujący się w psychologii, a tym bardziej ją uprawiający, wie z naukowego punktu widzenia, że o traumie nie można zapomnieć. Nawet z pokolenia na pokolenie. Mało tego – z czystej autopsji wie o tym sama ofiara. Co więcej, psychologia wie to dzięki ofierze i uczyniła z tej wiedzy wartość naukową. Ludzka natura nie jest zdolna zapomnieć o traumie. Trauma na zawsze już zostaje zapisana w naszej pamięci, jeśli stała się  naszym doświadczeniem. Pielęgnowanie pamięci o traumie jest nieporozumieniem, bo jest czymś znacznie intensywniejszym, niż tylko pamiętaniem. Jest uwięzieniem w pielęgnowaniu traumy. A to jeden z najbardziej podstawowych symptomów uwikłania w traumę. Do porzucenia traumy, przy jednoczesnym jej pamiętaniu droga jest wtedy daleka.

Jest też w tej książce wątek cierpienia dzieci. Nie wiem jaki cel mają rozważania wokół tego, dlaczego istnieje cierpienie dziecka. Wiadomo przecież, że dziecku cierpienie zadaje człowiek dorosły. Wiadomo zatem dlaczego to cierpienie jest. Pytanie o sens cierpienia dzieci, to dla mnie pytanie w istocie o to, co dzieje się w człowieku, który zadaje dziecku to cierpienie. Dlatego, że to sens tego człowieka – to sens oprawcy, który bardziej, mniej lub wcale nie jest tego sensu świadomy. Można by jeszcze podobne wątki rozwijać, wyłapywać psychologizowanie pejoratywne.

Tak oto katalog z wystawy może inspirować.

Tym nie mniej uważam, że chcąc pójść za intencją Cattelana, to tej wystawie nie powinien towarzyszyć inny katalog, niż taki, w którym są tylko zdjęcia eksponatów, bez nawet jednego słowa…


/fot. D.Ż./

Popularne posty z tego bloga

Picasso i schizofrenia

Słaby charakter, czyli mała odporność psychiczna - przejawy

Seks w żałobie