Lubię się zamartwiać - technika radzenia sobie ze stresem


Zamartwianie się jest czasem jedną z moich ulubionych czynności. Kiedy jeszcze nie miałem pojęcia o tym, że życie może być łatwiejsze, niż wskazywały moje dziecięce i wczesne dorosłe doświadczenia, wprost tonąłem w zamartwianiu się wszystkim, co tylko dotyczyło „być", „żyć" i „mieć".








Kiedy wreszcie zrobiłem porządek z tym pomieszaniem wartości i kolejności okazało się, że nawyk zamartwiania się został i czasami, mimo braku obiektywnych powodów dopominał się o swoje miejsce w moim rozkładzie zajęć.  Nawyk zamartwiania się przychodził kiedy chciał i na jak długo chciał, co było bardzo uciążliwe i czasochłonne. Dodatkowo szalenie wybijające z rytmu i paraliżujące w swobodnym działaniu. Nie wspomnę o tym, jak dramatycznie cierpiał mój optymizm! 


Postanowiłem zatem wyznaczyć mojemu zamartwianiu się miejsce w czasie. Skoro nie chce odejść zupełnie, to niech ma, jeśli potrzebuje te 20 - 30 minut w ciągu dnia. 



Codziennie nastawiam budzik na 20 min i oddaję się w pełni błogiemu, najprawdziwszemu, smętnemu i bardzo obfitemu zamartwianiu się. Myślę sobie wtedy: a co będzie jeśli to, a co jeśli tamto; a jak z tym zdrowiem; a jeśli się nie uda albo czy zdążę z tym czy z tamtym, itp. itd. 



Czasem nawet zapisuję, co mnie martwi i sięgam po tę informację, by nad nią posmęcić w wyznaczonym czasie. Taka medytacja smęcąca. Ważne, by zamartwianie się miało swoje miejsce i swój czas i było dokładnie zaplanowane i celowe. Kiedyś robiłem to wieczorem, ale to nie jest najlepszy pomysł, bo wtedy organizm wygasza aktywność, spada poziom kortyzolu, a zwiększa się produkcja melatoniny. Zamartwianie się natomiast jest bodźcem nasilającym produkcję kortyzolu. Najleiej więc robić to w ciągu dnia, przed wieczorem. 


To nie jest żart. To prawda mająca swoje przyjemne konsekwencje. Dzięki tej technice zamartwianie się przestało wchodzić mi w paradę! Nie pojawia się spontanicznie. Słowem, przestało być nieproszone i automatyczne, a zaczęło być świadome i kontrolowane. Do głowy by mi nie przyszło, że to możliwe.
Zachęcam:-(



P.S. #1 

Co robię, kiedy zamartwianie się wepcha się do świadomości niespodziewanie? Mówię sobie tak: Stop! Dla ciebie jest osobno wyznaczony czas, teraz mam ważniejsze sprawy. Spadaj na drzewo i czekaj! 


P.S. #2

To wymaga bezwzględności i rygoru!


(fot. D.Ż. all rights reserved)

Popularne posty z tego bloga

Picasso i schizofrenia

Słaby charakter, czyli mała odporność psychiczna - przejawy

Seks w żałobie