Zdradzać czy nie zdradzać - mówić czy nie mówić

To złożony i nierzadki problem. Naukowo i przede wszystkim biologicznie rzecz ujmując człowiek jest z natury poligamiczny. Monogamia jest efektem kształtującej się przez wieki świadomej postawy człowieka, jako istoty myślącej i samemu budującej swoją moralność oraz więzi. 


Jednym z celów człowieczeństwa jest częściowe okiełznanie natury, w której przypadkowość odgrywa znaczną rolę. Zdrada i jej ujawnianie czy ukrywanie to, w moim odczuciu jeden z takich przejawów walki popędu/impulsu z ludzką zdolnością do myślenia abstrakcyjnego i przewidywania i kontrolowania swojego życia. Psychologia w takich sytuacjach jest bardzo otwarta, tzn. najlepiej by było, gdyby każda para sama uzgodniła ze sobą kwestie: zdradzać vs nie zdradzać; mówić vs nie mówić i konfrontowała się świadomie z tymi decyzjami w swoim późniejszym doświadczeniu. Trzeba jednak brać pod uwagę, że nawet mimo takich ustaleń reakcje w obliczu faktów mogą być bardzo różne i zaskakujące. 

Ponieważ takie ustalenia mają jednak miejsce rzadko, a w praniu częściej wychodzi to, co nie ustalone, to warto, by każdy miał tę kwestię chociaż sam ze sobą uzgodnioną, zanim stwierdzi, że dopadł go/ją impuls. Są w życiu takie sytuacje, gdy zatrzymanie doświadczenia w obrębie własnego własnych wewnętrznych granic jest łatwiejsze i korzystniejsze, ale są też takie, gdy jest odwrotnie. Są również takie, gdy nie mamy odwagi w inny sposób wyjść z mało satysfakcjonującego związku i nieświadomie dążymy do jego zakończenia, a zdrada staje się spontanicznym elementem tej strategii. Zdrada tak dla zdradzającego/ej jaki i zdradzanego/ej może wtedy być wygodnym pretekstem do wyjścia ze związku. Ważne by także być w miarę przygotowanym na możliwe różne konsekwencje swoich decyzji. Uważam, że każdą sytuację zdrady warto najpierw samemu dokładnie rozważyć biorąc pod uwagę wiele czynników, w tym znajomość konstrukcji osobowościowej partnera/ki począwszy od w miarę dokładnego, indywidualnego zdefiniowania określenia "zdrada w związku".

Zdrada bywa także elementem wzorców, które wynosimy z życia rodzinnego - nawet, jeśli nie byliśmy świadomi istnienia w rodzinie takiego doświadczenia. Tak czy inaczej zdrada jest bardzo indywidualnie uwarunkowaną i przeważnie złożoną kwestią. Często wiąże się z całym systemem rodzinnym i rolą poszczególnych jego członków. Generalizacje w tym temacie częściej szkodzą, niż pomagają, a czarno - białe myślenie nie jest wskazane.  

Wolę w takich kwestiach stać daleko od wyroków, bo w ich wyniku zawsze ktoś cierpi. W wyniku zdrady cierpienie też może być nieuniknioną konsekwencją. Jeśli nie cierpi rodzina, to któreś z kochanków, gdy się zaangażuje. To jedna z takich sytuacji życiowych, w których indywidualne podejście, pozbawione stereotypowego myślenia, jest szczególnie ważne. Trudno bowiem w całości przewidzieć przebieg zarówno zdrady, jak i decyzji o tym czy ją ujawnić, czy też ukryć. Dlatego, że tam gdzie w grę wchodzą ludzkie emocje, tam łatwo sprawy mogą wymknąć się spod kontroli i nakręcić machinę cierpienia lub niszczycielskiej złości. A po co to komu. Popęd już sam w sobie wystarczająco bywa kłopotliwy.


P.S. Polecam świetną książkę poruszającą kwestie poligamii/monogamii Saskia Hoft, Markus Goldberger (tłum. Daniel Jabłoński), "Oficjalne kochanki, oficjalni kochankowie. O gościnności seksualnej, wymianie małżonków, niewierności, cicisbeizmie w różnych kulturach", Wydawnictwo Adiafora, Olsztyn 2006.

(Tekst pisany w 2012 roku dla WP)

Popularne posty z tego bloga

Picasso i schizofrenia

Słaby charakter, czyli mała odporność psychiczna - przejawy

Seks w żałobie