Nieopłacalne pomaganie
Motywacja do pomagania jest przedmiotem
badań w psychologii i innych naukach. Koncepcja tzw. doboru krewniaczego
i badania ją wspierające proponują proste wyjaśnienie. Chętniej
pomagamy tym, z którymi jesteśmy spokrewnieni, niż osobom spoza zasięgu
naszego materiału genetycznego. Chodzi o to, żeby geny przetrwały jak
najdłużej. Ciekawe, że ta postawa jest najbardziej widoczna wśród tzw.
konserwatystów trzymających się kurczowo idei rodziny biologicznej, a
przecież to czysto ewolucyjna postawa! Gdy natomiast nie ma wspólnego
materiału genetycznego, to w grę zaczynają wchodzić inne składniki, np.
podobieństwo. Więcej na ten temat mówi teoria wymiany społecznej.
Badania ją potwierdzające wskazują, że ważna jest proporcja kosztów i
zysków w sytuacji pomagania. Powinno się więc minimalizować koszty, a
maksymalizować zyski.
Koszty i zyski ujawniające się w
sytuacji pomagania są nie tylko materialne, ale także emocjonalne. Koszt
wskoczenia do wody i ratowania tonącej osoby może być za duży dla
kogoś, kto nie umie pływać. Duże koszty może też ponieść osoba, która
doświadczyła podobnej sytuacji, np. była już świadkiem kogoś tonącego i
czuła paraliżujące przerażenie. Ta sama sytuacja może nie być już tak
kosztowna dla wykwalifikowanego ratownika. W jego przypadku zyski mogą
być znacznie większe, niż koszty. Nie dość, że ratując tonącą osobę
ratownik wypełni swój służbowy obowiązek, to jeszcze potwierdzi sobie
swoją wartość, sprawność i słuszność wyboru samego zawodu. Można
dodatkowo skomplikować ten konkretny przykład dodając, że tonącą osobą
był… seryjny morderca. Jak wtedy zmienią się proporcje kosztów i zysków
pomocy tonącemu mordercy z perspektywy tych, którzy zdecydowali się
pomóc; tych, którzy nie pomogli oraz z perspektywy, tzw. społecznego
dobra? A jak zmienią się te proporcje, gdy okaże się, że tonącym był
wybitny chirurg?
Są też badania w ujęciu tzw. teorii
społecznej wzajemności. Mamy więc skłonność budować ukryte, a czasami
też jawne oczekiwania w zamian za udzieloną pomoc. W tej sytuacji
również nie musi to być coś materialnego. Można oczekiwać korzyści
emocjonalnej, np. w postaci deklaratywnego wyróżnienia nas w grupie
społecznej jako odważnych, dobrych, a nawet świętych… Wiele czynników
składa się na decyzję o tym, czy pomóc, czy nie. Wiele badań potwierdza
też brak związku między różnymi sytuacjami altruistycznymi, w których
bierze udział ten sam pomagający człowiek. Wynika więc z tego, że gdy
ktoś pomaga w jednych okolicznościach, to nie oznacza, że pomoże również
w innych okolicznościach.
Patrząc z tej perspektywy, to nie
charakter – jak chciałoby wielu widzieć – decyduje o tym, czy pomóc, czy
nie. Lekarz, psycholog, opiekun, pielęgniarz itp. o wiele częściej
znajdują się w sytuacji, w której ktoś potrzebuje od nich pomocy i o
wiele częściej jej udzielają. Potencjalne koszty i zyski są z
perspektywy któregoś z tych zawodów czymś innym, niż choćby z
perspektywy państwowego urzędnika. Nie dziwi mnie i nie oburza, że są
ludzie, którzy nie chcą pomóc uchodźcom wojennym, szukającym w Europie
schronienia. To trudne rozważyć proporcje kosztów i zysków, a jeszcze
trudniejsze nakreślić poprawnie kontekst społeczny, polityczny i
kulturowy całej sytuacji.
P.S. Zupełnie inną kwestią jest pytanie o
to dlaczego muzułmańska brać nie zaprasza do siebie uchodźców - przecież to tzw. swoi. A dlaczego muzułmańscy uchodźcy nie uciekają do
muzułmańskich braci? A może to nie są uchodźcy wojenni, ale
"uciekinierzy ekonomiczni", którzy wykorzystują wojnę jako pretekst do
zmiany warunków życia - jak mówią niektórzy moi znajomi... A może w tym
wszystkim jest jeszcze wiele innych ukrytych składników.