Czy ktoś zauważy twoje zniknięcie...?


fot. Marta Ankiersztejn
Spotykają się z powodu ogłoszenia, że jedno poszukuje drugiego... Wymieniają między sobą dźwięki. Nie zdania, nie frazy, zaledwie pojedyncze słowa...: wchodzisz, przechodzisz, wychodzisz... zostajesz, decyduj, masz, nie masz, zainteresuj, zostaw, zostań itp. itd. Jak tworzące nowomowę dzieci, które nie wiedzą co zrobić, by zatrzymać się nawzajem w desperackim pragnieniu spotkania. Jednocześnie stawiają żądania, formułują warunki, na których to spotkanie musi przebiegać.






Nie mam nic, żadnej wartości, jestem pusty - "krzyczy" mężczyzna. A jednak, żeby kobieta zechciała spotkać się z nim, to musi on udowodnić jej, że jest w nim jakaś wartość, którą ona uzna za wystarczająco interesującą.
Reguły, normy, nakazy, dostosowanie się, gdzie jest wolność... - "krzyczy" kobieta. Jednocześnie to ona właśnie stawia warunki. Mężczyzna musi je spełnić, jeśli chce być: z nią, w niej, przez nią, pochłonięty, wzięty... zjedzony...
Wynika więc z tego, że mężczyzna nie jest taki pusty i bezwartościowy jak myśli, skoro ona uznaje, że jest wart jej zainteresowania.
Wynika też z tego, że kobieta nie umie funkcjonować poza regułami, skoro stawia warunki. "Nie jem byle kogo" - mówi. A przecież przekonana jest, że mordując znajdzie się poza wszelkimi regułami...
I najbardziej dla mnie dramatyczne zdanie ze sceny:
- Czy ktoś zauważy twoje zniknięcie? - pyta kobieta.
- Nikt - odpowiada mężczyzna...
Zatem desperackie szukanie i kurczowe chwytanie się drugiego człowieka... Nawet wtedy, gdy wiadomo, że chce on nam odebrać to, czego nie mamy!


Agata Życzkowska kreuje postać oszczędnie. Pozostawia widzowi przestrzeń do mieszaniny uczuć na temat jej bohaterki. Grzegorz Stosz wydobywa desperację poszukiwania drugiego człowieka. Buduje swoisty psychiczny skurcz, którym obejmuje kobietę. Oboje tworzą udaną, wielowarstwową interakcję. Reżyserka Karolina Kirsz uwypukliła gęstość tej interakcji przez pozostawienie bohaterów w minimalistycznie zaaranżowanej przestrzeni scenicznej. Dzięki temu moja uwaga nie była rozpraszana ani rekwizytem, ani koniecznością dokonywania wyboru, która z dwóch scenicznych twarzy absorbuje mnie bardziej. Dzięki temu można było doświadczyć właśnie tego, co zaistniało między dwojgiem bohaterów. Utkana gęsto z ludzkich potrzeb i wypełnionej po brzegi pustką samotności przestrzeń między ich twarzami.


P.S. Przypuszczam, że wypełniona do ostatniego fotela widownia czuła podobną gęstość psychiczną... Tu nie wystarczy powiedzieć podoba mi się vs nie podoba mi się. To może wystarczy, gdy kupuje się telewizor! Tutaj teatr zachęca do interakcji i wyraźnego jej odczuwania! Czasami to kłopotliwe wewnętrznie...

Spektakl będzie jeszcze można oglądać w Warszawie.


Popularne posty z tego bloga

Picasso i schizofrenia

Słaby charakter, czyli mała odporność psychiczna - przejawy

Seks w żałobie