O pozdrowieniach i dobrym zwyczaju dziękowania, a nawet odwzajemniania...

Muszę przyznać, że każda okazja do pozdrawiania się wzajemnego między nami - ludźmi budzi moją sympatię. Im więcej wymyślamy takich okazji, tym bardziej mnie to cieszy. Okazje w naszej kulturze utrwalone od wieków traktuję jako szczególnie uprawniające do wymiany wzajemnej życzliwości.



Lubię pozdrawiać ludzi, których znam. Czasem nawet jednym słowem wyrażającym serdeczność. Pomyliłem się, jednak dobrze, gdy są to minimum dwa słowa, bo pierwszym z nich jest imię osoby, którą pozdrawiam. Pomyślenie o kimś może zająć sekundę, a ta sekunda może wystarczyć do "puszczenia" jednej krótkiej wiadomości. Tym bardziej, gdy do własnej skrzynki elektronicznej zagląda się regularnie. Uważam, że to nic nie kosztuje, sprawia przyjemność i może dać poczucie, że osoba, do której nadałem pozdrowienie dostanie sygnał mojej pamięci lub choćby dowód na to, że wciąż posiadamy swoje adresy mailowe lub numery telefonów. 


Według reguł mojego wychowania  (na pewno mającego wiele wad) pozdrawia się osoby, które poznało się osobiście. Osobom, których nie zna się osobiście lub zna się tylko korespondencyjnie można przekazać ukłony. Stoi za tym proste przekonanie, że nigdy nie wiadomo, która ze znanych nam osobiście (choćby powierzchownie) osób oczekuje, że będzie pozdrowiona. W przypadku osób nie znanych nam osobiście raczej wiadomo, że nie będzie miała wobec nas takiego oczekiwania.

Wysyłając pozdrowienia stosuję uproszczone reguły:
- osobie starszej ode mnie wiekiem oraz stojącej ode mnie wyżej w jakiejkolwiek hierarchii (rodzinnej, zawodowej w kontekście wzajemnej relacji), wysyłam pozdrowienia jako pierwszy
 
- osobie nie spełniającej pierwszego warunku wysyłam życzenia jako pierwszy w zależności od stopnia subiektywnie pojętej bliskości oraz doznanego impulsu jako dodatkowy wyraz sympatii. 

 
Jak wszystko tak i przyjazna atmosfera świątecznego pretekstu do pozdrawiania się ma swoją ciemną stronę....

Jest nią zdumiewający brak reakcji ze strony tych pozdrowionych, którzy nie odwzajemniają pozdrowienia, choćby słowem "dziękuję". Chciałoby się  rozwinąć temat w ujęciu psychologicznym. Jak mówi moja znajoma: "Coś musi być w tym, że ktoś ignoruje zwykłe, serdeczne pozdrowienie okolicznościowe..., to na pewno coś odsłania..."



Moja druga znajoma natomiast uważa, że sprawa jest prosta, bo brak reakcji, to też reakcja i nosi równie prostą nazwę ignorancji. A według niej ignorancja, tym bardziej  pozdrowienia okolicznościowego, jest po prostu zwykłym brakiem dobrego wychowania. Zwłaszcza, gdy ktoś żyje, ma sprawność umysłową i czyta  przychodzące do niego pozdrowienia.

Zatem życzę jak najmniej ignorantów w Nowym Roku każdemu, kto tu do mnie zajrzał z przyzwyczajenia lub z przypadku i jednocześnie poczuł, że jest mu bliskie moje "okolicznościowe" zdumienie.

P.S. Tzw. hurtowe świąteczne pozdrawianie się, tj. ten sam tekst (np. wierszyk) pozbawiony imienia adresata i nadany do wszystkich adresatów figurujących w skrzynce mailowej, notesie, telefonie traktuję jako osobne zdumienie, o którym może kiedyś znajdę czas napisać. :-)


Dosiego Roku :-)

Popularne posty z tego bloga

Picasso i schizofrenia

Słaby charakter, czyli mała odporność psychiczna - przejawy

Seks w żałobie