Barwne złudzenia i mózgowe detektory ruchu, czyli Fangor i jego przestrzeń w przestrzeni

Obrazy W. Fangora na wystawie Poza płaszczyzną wizualną
w galerii na 42 piętrze Cosmopolitan, w tle widok Warszawy,
rodzinnego miasta artysty, fot. D.J.Z.  
Granice wewnętrzne świata sztuki mają swoją własną dynamikę. Przesuwają się nie tylko dzięki intencjonalnym artystycznym działaniom, ale również dzięki drganiom, które mogą być przypadkowym rezultatem konfigurujących się ze sobą składników rzeczywistości. Rzecz w tym, że wszelkie konfiguracje mają własną płaszczyznę przejawiania się i jest nią przede wszystkim percepcja zmysłowa, np. wzrokowa. Konfiguracje są więc integralnym składnikiem percepcyjnych poszukiwań twórcy dzieła. W tych poszukiwaniach warsztat artystyczny służy nie tylko eksplorowaniu interesującego artystę konkretnego aspektu rzeczywistości, ale również odkrywaniu nowych przestrzeni artystycznych dążeń. Co więcej, artystyczne odkrycie nie musi być zawarte w treści dzieła. 
 Obrazy W. Fangora na wystawie Poza płaszczyzną wizualną
w galerii na 42 piętrze Cosmopolitan, fot. D.J.Z. 
Odkryciem artystycznym może być również świadomość, że dzieło nie musi być skończone, że potrzebuje nie tylko własnego rytmu funkcjonowania, gdy wyjdzie z rąk artysty, ale przede wszystkim potrzebuje być kontynuowane przez odbiorcę w takim zakresie w jakim odbiorca sam zdecyduje. Odkrycia artystyczne mogą więc sięgać przestrzeni znajdujących się poza samym dziełem, np. obrazem. Artysta może zatem być bodźcem wyzwalającym reakcję za pośrednictwem swojego dzieła, które kończy się i zaczyna każdorazowo, gdy jest percypowane. A percypowane może być w nieskończoność czasu i przestrzeni. Gdy dodamy do tego fizjologię percepcji, to znajdziemy się na drodze so indywidualnego poznania.

Obrazy W. Fangora na wystawie Poza płaszczyzną wizualną
w galerii na 42 piętrze Cosmopolitan, w tle widok Warszawy,
rodzinnego miasta artysty, fot. D.J.Z. 
Twórczość Wojciecha Fangora (1922-2015) przekroczyła ograniczenia zarówno warsztatu, jak i samych celów i dążeń malarskich. To przekraczanie granic zaczęło się w drugiej połowie lat 50-tych XX w. od współpracy z najlepszymi ówczesnymi polskimi architektami Jerzym Sołtanem (1913-2005) i Wojciechem Zamecznikiem (1923-1967). Gdy Fangor projektował we współpracy z Sołtanem barwne mozaiki wypełniające pionowe szczeliny między kamiennymi płytami ścian wnętrza warszawskiego dworca Śródmieście, to celem samym w sobie uczynił nie tylko zdynamizowanie statycznej, surowej i klaustrofobicznej przestrzeni architektonicznej, ale również grę poprzez ruch, w której udział bierze podróżny siedzący w pociągu. Gdy pociąg wjeżdża na peron, to mozaiki Fangora wyłaniają się w ruchu rosnącym osiągając wysokość oczu pasażera patrzącego przez okno. Podobnie znikają ruchem ku dołowi jak opadająca fala, gdy pociąg opuszcza peron. Barwna falistość jako sugestia ruchu zostaje zdynamizowana przez faktyczny ruch. Staje się więc wzmocnionym rzeczywistością  bodźcem nierzeczywistym, który wyzwala zmianę pobudzenia u odbiorcy. W ten sposób podróżny zyskuje doświadczenie, które nie jest związane przyczynowo tylko z faktem zmiany otoczenia z ciemnego tunelu na oświetlony peron. To doświadczenie jest bardziej złożone, bo jego składnikiem jest również obecny na ścianach otaczających peron iluzoryczny ruch wywołany interakcją prawdziwego ruchu pociągu z nieruchomą ścianą przyozdobioną mozaikami. Wielowarstwowość tego pomysłu przejawia się również w fakcie, że sam odbiorca jest statyczny w jadącym pociągu. 
Obrazy W. Fangora na wystawie Poza płaszczyzną wizualną w galerii na 42 piętrze Cosmopolitan, fot. D.J.Z.
Dziś podobne doświadczenia konfigurowania się elementów przestrzennych w procesie własnej percepcji szczególnie wzrokowej i czuciowej można mieć, również dzięki Fangorowi, jadąc linią M2 warszawskiego metra, której stacje pulsują kolorami i grą form graficznych, z których wyłania się napis wskazujący nazwę każdej ze stacji. Nazwy stacji stają się czytelne dopiero wtedy, gdy są czytane przez pasażera pociągu jeszcze zanim pociąg zatrzyma się na peronie. Trzeba trafić na tę konfigurację czasoprzestrzenną, żeby tego doświadczyć. Co więcej, trzeba percypować otaczającą przestrzeń z uwagą i zaciekawieniem, nie zamykając się w wirtualnym, zautomatyzowanym i powierzchownym skrolowaniu. Okoliczności zaproponowane przez Fangora ciągle tam są, czekają na każdego, kto je dostrzeże. W przeciwnym razie można usłyszeć od przypadkowych podróżnych, że owszem, stacje są ładne, kolorowe, ale dlaczego napisy nieczytelne! A to Fangor właśnie, który formułuje zaproszenie do indywidualnego percepcyjnego doświadczenia, w którym obraz i ruch zderzają się ze sobą wywołując pulsującą iluzję na styku wzajemnych granic. 
Fot. D.J.Z.
Trzeba jeszcze wspomnieć o współpracy z Zamecznikiem, która oznaczała pierwszy w dziejach polskiej sztuki, tzw. environment - dziś pełnoprawny środek wyrazu w sztuce. Sposób takiego przemyślenia i zaaranżowania przestrzeni, który oznacza wykreowanie środowiska sztuki w środowisku codzienności. Odbiorca wchodząc w tę przestrzeń staje się, mimo pozornej bierności, aktywnym współtwórcą doświadczenia. W tamtym czasie Fangor zaproponował kilkadziesiąt obrazów, z których większość stała na sztalugach zamiast wisieć na ścianach. Dzięki temu prostemu zabiegowi odbiorca mógł sam konfigurować obrazy ze sobą budując rozmaite ścieżki poruszania się pomiędzy nimi. 
Fot. D.J.Z.
Wtedy Fangor namalował obrazy, które początkowo miały zawierać elementy figuratywne skontrastowane z barwnymi płaszczyznami okręgów. Odkrył jednak iluzoryczne drgania przechodzące w pulsujący ruch w samej naprzemienności konfigurujących się płaszczyzn barwnych. Dostrzegł, że odbiorcę można starać się otoczyć barwą nie narzucając mu znaczenia, a jedynie starając się by szlakami optycznych złudzeń wydostawała się ona poza granice płótna. W ten sposób rozpoczęła się intensywna praca artysty badacza, który nie tylko szukał nowych form wyrazu rezygnując z narracji, ale przede wszystkim szukał konfiguracji czasoprzestrzennych, w których minimalistyczny obraz był początkiem wieloaspektowego doświadczenia. 
Cosmopolitan,
Warszawa,
fot. D.J.Z.
Dziś można dodać, że pełnoprawną składową tego doświadczenia jest nie tylko przestrzeń wokół obrazu, a więc zewnętrzna, ale przede wszystkim przestrzeń wewnętrzna odbiorcy, jego emocjonalności i siły psychofizjologicznego pobudzenia, na który duży wpływ ma złudzenie ruchu. Punkt ciężkości w procesie percepcji krąży więc między pobudzeniem Układu Limbicznego a korowymi detektorami ruchu. 
Natomiast między mozaikami dworca Śródmieście, a bajkowymi kolorami linii M2 warszawskiego metra, a zatem między końcówką lat pięćdziesiątych XX w. a latami dziesiątymi wieku XXI jest ogromna, choć minimalistyczna w formie historia malarstwa Fangora. To malarstwo - niezwykle docenione w świecie - nie tylko pozostaje przez cały ten okres w ścisłej relacji z architekturą, ale przede wszystkim z indywidualnym filtrem percepcyjnym każdego, kto znajdzie się w zasięgu obrazów tego artysty. Barwne okręgi, falujące pasma kolorów, pozbawione konturów granice naprzemienności stają się płaszczyzną dla ekspresji indywidualnej emocjonalności. 
Tym bardziej, gdy wybierzemy się na 42 piętro Cosmopolitan, gdzie od maja do lipca można zobaczyć wystawę zatytułowaną Poza płaszczyzną wizualną, na której pokazano obrazy Wojciecha Fangora z kolekcji Jankilevitsch. Kuratorką wystawy jest Katarzyna Wąs, z którą miałem przyjemność gościć w programie Nataszy Kotarskiej Spokój w wielkim mieście w radiu Chillizet, gdzie mówiliśmy o tym jak sztuka spotyka się z psychologią.  

Cosmopolitan, Warszawa, fot. D.J.Z.




  

Popularne posty z tego bloga

Seks w żałobie

Picasso i schizofrenia

Słaby charakter, czyli mała odporność psychiczna - przejawy